piątek, 1 października 2010

Czerwony Kapturek, wersja 2010

Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, w domku o stanie półdeweloperskim, mieszkało nastoletnie dziewczę zwane Czerwonym Kapturkiem. Nazywano je tak od czasu, kiedy… Nie, nie mogę napisać od kiedy, bo może dzieci czytają.
Pewnego dnia mama poprosiła, żeby Czerwony Kapturek zawiózł do chorej babci paczkę.
- A nie można tej paczki wysłać kurierem? – zapytał Czerwony Kapturek.
- Nie można. Kopsnij się Młoda teraz. – zaproponowała grzecznie mama. – Tym bardziej, że babcia jest bardzo niecierpliwa i jeśli paczki nie dostanie dzisiaj, to wystawi nam negatywa. Jest bardzo nerwowa.
Z wielką niechęcią Czerwony Kapturek wziął pod pachę paczkę, adres babci, kluczyki od quada i wyszedł z domu. Mżyło.
- O żesz ty! Co za pogoda… – westchnął Czerwony Kapturek. – Puszczę się w kierunku S5.

Tymczasem sierżant Ambroży Wilczyński, zwany przez współpracowników z drogówki Wilkiem, zaparkował właśnie radiowóz pod lipą przy nieistniejącej, wspomnianej przez Czerwonego Kapturka trasie S5. Co ciekawe – trasy S5 nie wybudowano, bo ekolodzy w miejscu jej potencjalnego przebiegu stwierdzili występowanie legowisk żula dajzłotówkowca i zablokowali skutecznie budowę, przywiązując się do ławek, które zazwyczaj okupował żul. I pomimo licznych protestów okolicznych mieszkańców oraz badań, które wykazały, że dajzłotówkowiec jest pospolicie występującym gatunkiem w całym kraju, podjęto decyzję o wstrzymaniu budowy do czasu zaobrączkowania wszystkich osobników. Wróćmy jednak do Wilka. Ten w międzyczasie rozłożył się z całym sprzętem policyjnym (tzn. lizakiem i pączkami) i był w bardzo dobrym humorze, bo do policyjnej emerytury zostały mu 2 tygodnie. Mógłbym nawet napisać, że promienie słońca leniwie przebijały się przez liście lipy, delikatnie pieszcząc połyskujące lakierki Wilka, ale po pierwsze – odszedłbym jeszcze dalej od tematu, po drugie lakierki nie połyskiwały, a po trzecie – mżyło. Wobec tego jeszcze raz wróćmy do Wilka, bo ten zatrzymał Czerwonego Kapturka, mknącego na quadzie przez nieistniejącą S5.
- To mówisz, że jedziesz pani do babci i wieziesz jej paczkę… Taaa… A nie można było jej wysłać kurierem, hę? – dopytywał się Wilk.
- Nie, ta paczka musi dotrzeć dzisiaj. Poza tym chciałam się trochę przewietrzyć.
- A co tam w tej paczce jest?
- Tajemnica korespondencji – powiedział Czerwony Kapturek.
- Coś duża ta tajemnica – skwitował Wilk. Następnie spisał adres babci i wymiary Czerwonego Kapturka.
Muszę być u babci pierwszy. Intryguje mnie ta tajemnica korespondencji – pomyślał Wilk.

„Za pół kilometry skręć w lewo” powiedział głos z GPS-a, więc po pół kilometry Czerwony Kapturek skręcił w lewo i dojechał do celu. Gdy wszedł do babci zastał ją chorą w łóżku pod pierzyną.
- Co pani się stało?
- Mam zapalenie zatoki puckiej. 
- Dlaczego ma pani takie wielkie uszy?
- To nie uszy, to słuchawki! A w ogóle to po co przyjechałaś? – zapytała z lekkim rozdrażnieniem babcia.
- Przywiozłam paczkę.
- A kurierem nie można było wysłać…? – zawołała mocno już zdenerwowana staruszka i cisnęła w Czerwonego Kapturka wazonem. Dziewczę zasłoniło się paczką, ale (i tu doszliśmy do morału) zasłanianie się tajemnicą korespondencji nie zawsze daje dobre rezultaty. 

W tym miejscu należy się jeszcze krótkie wyjaśnienie – gdzie podział się sierżant Wilk? Nie dotarł bowiem do babci. Zgubił się po drodze. A nawet gdyby się nie zgubił, to i tak zapomniał gdzie schował kartkę z adresem babci, albowiem pamięć miał bardzo słabą. Zresztą często mawiał: „Odkąd pamiętam mam słabą pamięć”.